Repost mojego wpisu na fb. Zawór bezpieczeństwa, który zadziałał w wyniku następstw pewnych wydarzeń…
Kiedy myślę, że już dobrze,
że męczarnie są za nami,
znów coś bierze, to jest chore…
Ożeż kurwa, ja pierdolę!
Łeb w imadle, srogi zacisk,
jak we wnykach, to paraliż,
dzieci męczą, umrzeć wolę…
Ożeż kurwa, ja pierdolę!
Wtem ma Żona z bólu wyje,
duszność męczy, oddech gubi,
wielkie RATUJ ma na czole…
Ożeż kurwa, ja pierdolę!
Do lekarza w tej panice,
osłuchiwać znów potrzeba.
Co za horror, ja pitolę…
Ożeż kurwa, ja pierdolę!
Już Pan Doktor długo słucha,
widać, ma nietęgą minę. Tako rzecze:
Droga Pani, trzaski słyszę i opłucna też zajęta.
Szpital! Szpital Wam zostaje, rzecz poważna, niepojęta!
Wszak antybiot raz podany, nic nie zdziałał, teraz srogo,
stan zapalny w płucach stwierdzam, słyszę tutaj, raczej mnogo.
Serce klęka, głowa w dole…
Ożeż kurwa, ja pierdolę!
Bierzem córki, ze wsi jadziem
i do miasta wnet ruszamy.
Może Otwock, Miedzylesie?
W obu słyszym: pełno mamy!
Ze wsi żeście, tam wracajcie, my tu mamy swą niedolę.
Ale jak to? Nie zbadacie?
Ożeż kurwa, ja pierdolę?!
Jak te świry z byle filmu w kółko jeździć już nie chcemy.
Może jednak plan Z wybrać i Banacha spróbujemy?
Dobrze, może tam powiedzą co dokładnie Ci dolega,
przecież trzeba obraz zrobić tego co tam wciąż zalega.
Ja trzy osiem, B już więcej i mamrotać też zaczyna,
widać bierze ją jak diabli, odlatuje ma ptaszyna.
Izba przyjęć, SORu nie ma, może tutaj szybko będzie?
Młode ze mną, ty się doczłap, damy radę w tym obłędzie.
Starzy jadą, nam pomogą, będzie dobrze, daję słowo!
(Chociaż w głowie scenariusze przelatują już masowo…)
Dzieci płaczą, noc już bliska, jakże ona się morduje.. Ale weszła.
Siedzi facio, ważnym sprawom decyduje.
Pani chora? E, nie widać. Proszę milion stron wypełnić.
Triażyk trzeba teraz zrobić, procedury wszystkie spełnić.
Pani Doktor! Pani spojrzy, mówi że skierowań ma tu moce,
do szpitala przyszła wstrętna spędzić tu w luksusach noce.
No posłucham, chociaż nie chcę, bo roboty mam już w chuj,
na kawusię już pędziusiem miałam iść tu zaraz w bój..
Posłuchajmy, byle szybko, tutaj raz i dwa i trzy,
może chora, nawet bardzo, stan zapalny jak się patrzy.
Tylko szkoda, że w agonii nie jest ona teraz wcale,
bo miejsc brakło tu w szpitalu, na mym pięknym tym oddziale.
Na to facio: Pyralginka i do domku, miejsc i tak już tu nie mamy.
Proszę iść już, sobie umrzeć, my tu już się pożegnamy.
Ty idioto! Ty matole!
Ożeż kurwa, ja pierdolę…
Noc skąpała nasze gile,
kaszlu echo, kichnięć męki.
Co tu począć, zostać w sile?
Końca szukać jej udręki?
Jedzcie do psa, został biedny i firanki już pożera,
ma tam ciemno, głucho, pusto,
już samotność mu doskwiera.
Dobrze Padre, tak zrobimy. Moją żoną się opiekuj.
Sama z Tobą niech zostanie i poprawy z nią wyczekuj.
A my z babcią pojedziemy, we wsi na noc zostaniemy.
Z dzieciakami tam wrócimy, z babcią same zostawimy.
Jutro wrócę, podziałamy.
Więcej opcji poszukamy.
Jak powiedział, tak też zrobił.
Rano wstał i wnet pojechał.
I na czas się też wyrobił,
do doktora, który czekał.
Żono moja serce moje,
nie ma takich jak my dwoje.
Damy radę, tu prywatnie.
Załatwimy to odpłatnie.
Już u progu lekarz siedzi,
młody trochę, acz pojętny.
Znał na wszystko odpowiedzi.
Jeszcze miły, umiejętny.
Znieczulicą nie skażony,
badał słuchem wytężonym.
Proszę Pani, słuch potwierdza,
płuc ma Pani zapalenie,
a czy zdjęcie to utwierdza,
proszę sprawdzić przy rentgenie.
Tu zapraszam, proszę postać
i powietrza nabrać w płuca…
Nagle kaszlu atak dostać,
że aż w ściany ją odrzuca,
rzecz najgorsza. Boli strasznie
patrzeć jak się biedna męczy ;(
Gdybym mógł jej jakoś pomóc,
z tych katuszy ją wyręczyć…
Ale nagle radiolożka,
jakby wystrzelona z procy,
po lekarza pędzi prosto
co sił w nogach, dużo mocy.
Byle spytać czy na pewno,
czy on wie co tu się święci,
by upewnić się leczenia,
by się pacjent nie przekręcił!
Pani droga, spoko loko,
wszystko mamy pod kontrolą!
To bakteria, wszak oporna,
stąd leczenia się mozolą.
CRP się potwierdziło.
CURB-65 zrobiło.
Nie chciał dziad już wcześniej zniknąć od azytromycyny,
zobaczymy czy się boi węższej amoksycykliny.
Teraz pacjent niech się schowa w domowym zakątku,
pod baczną obserwacją, dla zdrowia początku.
Potem było tylko lepiej,
choć już wcale nie tak wkrótce.
Ale zdrowie powracało,
przy antybiota robótce.
Wulgarymki tu już koniec,
a i tak jest ciut przydługa.
Taki los nam spłatał figiel,
taka życia jest szaruga.
Ale morał z tej bajki jest krótki i niektórym znany.
Abyś miał się dużo lepiej… jedz na obiad banany!
Dobra dobra, to żarcik.
Banan szczęścia nie przyniesie.
Może tylko pamiętaj, by nie znaleźć się w lesie,
miej rodzinę, przyjaciół, kogoś kto na duchu podniesie.
Kto swym zdrowiem ryzykując Ci bardzo pomoże,
bo jak przyjdzie co do czego i bezradność się wzmoże,
to nie zgubisz się w tym strasznym prozy życia mętliku.
Lecz obudzisz wypoczęty.
A nie z ręką w nocniku…